Po wczorajszym spontanicznym ognisku na plaży, doszliśmy do wniosku, że nadszedł czas by powędrować dalej. Ciężko nam było myśleć w czasie hamakowej sjesty po smacznym śniadanio-obiedzie nad morzem :) ale udało się. Mamy bilety na sobotę do Koczin w stanie Kerala. Zatem ruszamy w kolejną,14 godzinną, podróż indyjską koleją, poznać kolejne miejsca tej fascynującej krainy zagubionego klapka.
czwartek, 31 stycznia 2013
środa, 30 stycznia 2013
Indie to raj dla wegeżerców. Trafiliśmy doskonale. W zależności od religii tubylcy jedzą przeróżne pokarmy i stosują inne diety. Na przykład Soma, szeryf naszego ośrodka, przez miesiąc jadał tylko kokosy i banany (!)
My zdecydowanie probujemy wszystkiego. Czasem gotujemy sami na naszej mini werandzie a czasem stołujemy sie w pobliskiej jadłodajni "Prema".
Moim odkryciem tego miesiąca jest słodka mieszanka bakalii w postaci ciasta. Przed państwem Kardant we własnej osobie i nasz kącik kucharski :)
wtorek, 29 stycznia 2013
Goa. Arambol.
Udało nam się opuścić Gokarnę na weekend. Ruszyliśmy na zachód Indii do niewielkiego stanu Goa. Podróżowanie po Indiach wymaga cierpliwości i wytrwałości. Odległość ok 160 km pokonaliśmy pociągiem, trzema autobusami i samochodem w 9-10 godzin. Z czego ostatni autobus, na ostatnim fragmencie trasy, odmówił posłuszeństwa ponieważ chciwy i bezmyślny kierowca przeładował turystami starą już maszynę.
Goa uchodzi za ziemię obiecaną dla hipisów. Nie wiem. Hipisów nie widziałam za to z pewnością jest to ziemia opanowana przez Rosjan. Stacjonowaliśmy w miejscowości Arambol, jak się okazało opanowanej przez turystów.
czwartek, 24 stycznia 2013
środa, 23 stycznia 2013
Masala rządzi
Po przedwczesnej, acz przyjemnej bo nietypowej, pobudce miłe zakończenie wieczoru. Właściciele naszej mini osady obchodzili dziś puja(pooja, pudźa). To religijny rytuał, podczas którego składa się ofiary bóstwu, są to często kwiaty i owoce. Po wszystkim następuję wspólny posiłek. Również i my zostaliśmy obdarowani przepysznym poczęstunkiem. Hojna porcja ryżu z dodatkiem dwóch sosów. Według mojego rozpoznania (jako nawróconego fana masali) było to Alu Gobi Masala i pikantny Dal. Całość dopełniał przedziwnej konsystencji deser z kokosa z orzechami. Pochłonęliśmy wszystko, podpatrywaną wcześniej, techniką spożywania prawą dłonią zamiast (jak się okazało zbędnych) sztućców. Muszę przyznać, że nie jest to prosta, prymitywnie postrzegana, umiejętność. W wykonaniu Hindusów to prawdziwa sztuka wymagająca niezwykłej zręczności i precyzji.
wtorek, 22 stycznia 2013
Nieoczekiwana pobudka o 8 rano w rytmach ajapa. Wczoraj wieczorem odbyło się poświęcenie chatki właściciela i dzisiaj od rana wielkie gotowanie i muzyka na całego. Wszystkie kobiety w jednym miejscu, przy kuchni, przygotowują niby proste lecz na swój sposób wyszukane potrawy. Gotowanie pełną parą. W zadymionym kuchennym przedsionku przemieszczają się zwinne kobiece postaci, elegancko przepasane przepięknymi, różnobarwnymi sari. A każda z nich ma tak wiele do powiedzenia..
sobota, 19 stycznia 2013
Mała wzmianka o apartamentach, w których gościmy. Soma Cafe, taka ich nazwa, mieści sie na samej plaży. Jest tu kilka murowanych domków/pokojów z podwójnym łóżkiem, też murowanym, które jest jedynym wyposażeniem wnętrza. Osobno prysznic i toalety. Zapomnijcie o ciepłej wodzie ( w sumie nie jest nikomu w taką pogodę potrzebna) i zacznijcie doceniać klozety ze spłuczką, genialny wynalazek ludzkości :)
Zaraz przy wejściu namiastka niespełnionego marzenia właściciela - dach nad niedoszłą kawiarenką.
Jest i domek szefa i jego rodzinki, no i oczywiście izba dla świętej krowy. Tylko dokarmiany przez nas Szarik zawsze błąka się bezcelowo po podwórku.
Każdy żyje tu swoim tempem. Ludzie przyjeżdżają, odjeżdżają a niektórzy wracają wiele razy wciąż w to samo miejsce. Jednak nic nie umknie bystremu oku i wytężonemu uchu żonie bosa nazywanej przez nas Szpiegiem.
Powstaje plan.
W głowach powoli rodzi nam się plan na kolejnych parę tygodni. Pod koniec stycznia chcielibyśmy zobaczyć południowo-zachodni region Indii, Kerala, nazwany przez National Geographic jednym z dziesieciu rajów świata. Następnie odbijamy do miejscowości Allahabad gdzie ma odbywać się tegoroczne święto Kumbh Mela, największy festiwal religijny na świecie, na który przybywa ok 70mln pielgrzymów. Wyobraźcie sobie całą ludność Polski (razy dwa) w jednym miejscu..
(dla zainteresowamych: http://www.kumbhamela.net/sangam.html )
Zatem knujemy intensywnie a w wolnych chwilach intensywnie pracujemy nad udomowieniem plażowych krów.
Shanti, Shanti...
Ostatniej nocy zawitaliśmy do pobliskiego ośrodka(powiedzmy wypoczynkowego) o wdzięcznej a zarazem dzwięcznej nazwie Mabla. Raczyliśmy się najtańszym indyjskim rumem Old Monk, zwanym, przez koneserów, Monkey :) i próbowaliśmy tytoniu nafaszerowanego przeróżnymi przyprawami.
Przemili ludzie, z różnych stron świata, rum, akompaniament gitary i saksofonu, i oczywiście ciepła styczniowa noc. Wszystko to oddaje w pełni hinduskie powiedzenie "Shanti, Shanti", gdzie nikt się nie spieszy bo tak naprawdę nie ma po co.
czwartek, 17 stycznia 2013
Kierunek Honey Beach
Po dwóch godzinach pedałowania, przeprawie łódką przez rzekę dotarliśmy na Honey Beach. Dużo mniejsza, bardziej dzika i prawie bezludna plaża. Udało nam się wynająć malutki murowany domek, w zasadzie to pokój. Jednak nieoczekiwany nalot bojowo nastawionych, nieśmiertelnych karaluchów uniemożliwił błogi sen aż do godzin porannych. Zostało nam to wynagrodzone Egg Curry i Veg B w jadłodajni z widokiem na morze :)
Miss India
Po kilku bezwstydnie leniwych dniach w Gokarnie postanowilismy popedałować na inna plażę by dalej, z pełną premedytacją, oddawać sie błogiemu lenistwu. Znany wtajemniczonym Gienek, został chwilowo zastąpiony purpurową Miss India.
wtorek, 15 stycznia 2013
Dom nr 1
Dotarliśmy do Gokarny. Mieszkamy w murowanym domku przy plaży. Mała zmiana standardów ;) welcome to Soma Cafe!
Bombaj - Gokarna pociągiem.
12 godzin w pociągu bez przedziałów, z trzema wiatrakami nad głowami, intensywnym zapachem masali oraz sąsiadką wałkującą hity disco z późnych lat 90tych. Dało sie przeżyć :)
Chor Bazaar. Bombaj
Po długich poszukiwaniach i wędrówkach poprzez wąskie i kolorowe uliczki, znaleźliśmy "Bazar złodziei" - Chor Bazaar. Setki podobnych stoisk z przyprawami, przeróżnymi kadzidłami, plastikową biżuterią. No i oczywiście nagabujący, na każdym kroku handlarze. Mimo, że wszyscy sprzedają to samo, to jednak na wiele sposobów.
Miejsce dla najbardziej wytrwałych maniaków zakupów.
poniedziałek, 14 stycznia 2013
Dhobi Ghat. Bombaj
Odwiedziliśmy największą pralnię na świecie. Pracuje tu ok 200 rodzin, nie ma dla nich plamy nie do wywabienia.
Trzy dni w Bombaju w zupełności mi wystarczyły. Miasto pochłonięte przez konsumpcjonizm dławi się wszechobecnym ubóstwem. Przeogromna różnorodność w jednym miejscu na swój sposób fascynuje, jednak mnie odstraszył hałas i ścisk na każdym kroku.
Mimo wszystko warto odwiedzić Bombaj tętniący życiem jak żadne inne miasto, które pełne jest paradoksów.
Zaczynamy
Będzie zwięźle i obrazowo. Niech ciekawi cieszą oko.
Zaczynam z lekkim opóźnieniem. Pierwsza wizyta w metropolii chaosu. Bombaj.